Śmierdzi z syfonu – taka pierwsza rzecz przyszła mi do głowy. Kreta nie było, więc czajnik na gaz. Wyparzy się wrzątkiem i będzie spokój. Jednak nie, co nie syfon. Syfon nie kapie, przynajmniej nie wydaje odgłosów kapania. No chyba, że sam przecieka. Ale szafka podumywalkowa w łazience sucha. Skąd to kapanie do jasnej cholery? Hmm… otwieram lufcik od licznika i zaworu wodnego. I jest. Kapie z góry. Nie dosyć, że kapie to śmierdzi. Takim szambem trochę jakby… Noż cholera! Sąsiad dostał sraczki i mnie zalewa. Tak. Wszystko należy zwalić na sąsiada. Ale skoro kapie z góry to raczej sąsiad. Nie kapie z reguły przecież z dołu. Zresztą niżej jest tylko piwnica. Puk, puk do sąsiada z góry. Otwiera jednak nie sąsiad, a sąsiadka. Przepraszam bardzo, czy u pani czasami coś nie przecieka? Nie, nie niemożliwe, na pewno nie, jakże to tak, skądże znowu? Taaaa, jasne… – myślę niezadowolony z odpowiedzi. Schodzę do siebie. Dalej kapie. Schodzi owa sąsiadka. Pokazuję jej. Ona, że faktycznie, ale to na pewno nie u niej. Nie dziwię się trochę. Też bym się bał, że trzeba kuć płytki i obudowę pionu kanalizacyjnego. W sobotę chodził facet z czujnikiem gazu. Sprawdził, kazał podpisać, że gazu w powietrzu i na zaworach nie uświadczył. Zainteresowałem go tym kapaniem. Spojrzał, podumał, zapisał. W poniedziałek przyszedł on i jeszcze jeden. Zajrzeli, pochodzili po sąsiadach, puścili z góry wodę z kibla. Kapie jak cholera. Diagnoza prawdopodobna. Pęknięta albo co gorsza przegnita rura od kanalizacji. Pięćdziesięcioletnie żeliwo powiedziało w końcu „mam dość”. Nic to. Trzeba kuć. Albo u mnie, albo u sąsiadki, albo jednocześnie. Ale zajrzą tu jeszcze jutro, tylko skombinują kamerę inspekcyjną. Przyszli nazajutrz. Pogmerali, powyklinali pajęczyny wewnątrz zabudowy, bo nic nie widać. Stwierdzili, że chyba jednak u mnie. Ale by to sprawdzić to trzeba obudowę rozdupcyć na górze, tak gdzieś dwie płytki tylko. Rozdupcyć łatwo. Gorzej potem takie płytki zdobyć. Płytki jak ubrania. Towar sezonowy. To, że sobie człowieku jakieś położyłeś rok temu, to nie oznacza wcale, że dziś takie same dostaniesz. Poprzedni właściciel sobie łazienkę odpicował. Płytki równe, jakieś gzymsiki pod sufitem, wzorki, drobnomieszczańskie nawyki. Szkoda to kuć, bo robota fachowo wykonana, a nie po papudrolsku. Ale dalej kapie, beton rozmiękły na podłodze, a w piwnicy po rurze się leje. Zresztą śmierdzi również. Przyszli Miłosz i Marek. Miłosz – osobisty brat cioteczny, ten, którego w wieku 18 lat w beciku nosiłem, którego w kołysce kołysałem. Teraz wyższy o dwie głowy i szerszy o jedną szafę. Widocznie tatuś mój wsadzał tylko do połowy. Marek to rzeczony tatuś. Do brzegu. Podumali, popatrzyli. Przyszli dzień później z piłą oscylacyjną. Nakurzyli, nasyfili, ale udało się płytki wyciąć po fugach bez uszkadzania ich. Połowa sukcesu. I bingo! Rura pęknięta na kielichu. Cieknie po niej jak cholera. Najgorsze, że cała uwalona brązowym produktem trawienia wszystkich pięter z góry. Tfu! Ale syf. No to telefon do administracji, umówienie się na termin wymiany. Przyszli tydzień temu. Tych samych dwóch. Sąsiadów grzecznie poprosili by nie srali za przeproszeniem podczas wymiany. Podobnoż taki przypadek już mieli, niestety. Szlifierka kątowa, rozdupcenie wiekowego żeliwa, założenie PCV-ki. Nic nie cieknie, nic nie czuć, oprócz tego co w beton zdążyło wsiąknąć. Trzy czwarte sukcesu. Jako, że dziura w obudowie i rura plastikowa ko każdy ruch płynów w kanalizacji słychać w całym mieszkaniu. Dlaczego rura pękła? Podejrzewam jak zwykle sąsiada. Tym razem tego obok spod jedynki Podczas remontu swojej łazienki używał chyba młota wyburzeniowego i dynamitu. Tak wszystko się trzęsło i chodziło. Na środę lub czwartek chłopaki się zapowiedzieli, że z powrotem te płytki zamontują i dziurę w obudowie zasklepią. Każdemu na końcu radzę by nie był ruła i nie pękał
Nie bądź pan rura i nie pękaj
Comments
10 odpowiedzi do „Nie bądź pan rura i nie pękaj”
-
Uuuu… grubsza sprawa. Współczuję.
-
Współczuję. Lata temu mój dziadek miał jeszcze bardziej spektakularną przygodę, z pralką. Przyjechali na święta, tu wigilia, karpik, coś do karpika i telefon od sąsiadów nie, nie z życzeniami, a z informacją, że ich zalewa. Szukanie najszybszego pociągu na drugi koniec Polski tylko po to, żeby odkryć, że walnął dopływ wody do pralki.
-
Dziura w obudowie już zrobiona na 90 procent, tylko trzeba jeszcze zafugować, więc jest git
-
Wyrazy współczucia
-
pamiętam jak rąbneła rurka pod zlewikiem jeszcze na wynajmie, połowę mieszkania zalało
-
No jednym słowem – za przeproszeniem – zasrany interes. Ale już na poważnie współczuję tego stresu, bałaganu i brudu. Mam nadzieję, że przynajmniej porządnie to naprawią. I dobrze, że to zauważyliście. Bo jak by tego nikt nie zauważył, to mogłaby być katastrofa. trzymaj się. I oby jak najmniej takich losowych zdarzeń.
-
Ach, czyli jednak… Współczuję.
-
O nie, straszne.
-
Dlatego ja mam kilka zapasowych płytek z łazienki, właśnie na takie wypadki, ale mam nadzieję, że się nie przydadzą. 🙂
-
o kuźwa, ale przygody. Najgorzej
Skomentuj Paulinux Anuluj pisanie odpowiedzi