Czy wierzycie w świętego Mikołaja? Cóż za pytanie. No fakt, trochę dziecinne… Ale o którego Mikołaja chodzi? O tego świętego z miasta Mira, gdzie to piastował zaszczytną funkcję biskupa i wsławił się między innymi ufundowaniem posagu trzem dziewojom? A może o tego korporacyjnego cocacolowego, na ciężarówce z reklamy czy na butelkach rozcieńczalnika do whisky? Bo jest jeszcze ten komercyjny z Laponii, z saniami, reniferami, elfami, elfkami w bikini… no dobra, tu mnie poniosło. A co powiecie, jeżeli oświadczę, że w życiu realnie spotkałem świętego Mikołaja? Takiego z krwi i kości, prawdziwego? I to nie jeden raz i to nie tylko w grudniu? W dodatku był to Mikołaj, który jak podejrzewam raczej nikomu prezentów nie przyniósł, za to sam nie pogardziłby złotóweczką czy dwoma.
Otóż za czasów bycia dziecięciem, pardon, nastolatkiem mieszkałem na innym osiedlu niż teraz. Za to na obecne lubiłem przychodzić z uwagi na kolegę. I tak sobie chodziłem do niego, od niego przechodząc najczęściej obok sklepu spożywczego w takim charakterystycznym pawilonie. Proza życia, nic ciekawego. Oprócz NIEGO. Wiele razy przechodząc bowiem spotykałem GO w towarzystwie, prawdopodobnie elfów, które były podobnego charakteru i zainteresowania. Na murku obok sklepu, dzierżąc nalewkę Malina czy inny Leśny dzban siedział ON. Najprawdziwszy święty Mikołaj. Facet w nieokreślonym wieku, gdzieś między 40 a 70 rokiem życia. Alkohol poczerwienił mu twarz, wygładził rysy, ale to był najprawdziwszy święty Mikołaj. Przynajmniej z wyglądu. Facet miał gęste, białe jak śnieg włosy i długą, gęstą srebrzystobiałą brodę sięgającą mu do piersi powiększonych przez ginekomastię alkoholową. Nigdy nie zamieniliśmy nawet jednego słówka. Sam nawet nie jestem pewien czy jego zamroczony umysł zarejestrował kiedykolwiek moją obecność. Kim był? Nie wiem. Jakie życiowe zakręty spowodowały wykolejenie się jego sań? Też to pozostaje tajemnicą. Ludzie gadali, że był kiedyś nawet jakimś dyrektorem czy inżynierem w olkuskiej emalierni. I w kocu wylądował tam. Na murku przed sklepem, z butelką jabola, z dłońmi nerwowo przeliczającymi grosiki na następną porcję bajecznego eliksiru. Spotykałem go przez parę lat. W końcu prawdopodobnie nadeszło nieuniknione. Ot, zwykły menel, powiecie. Ale w dziecięcej wyobraźni naprawdę kleiłem scenariusz, że raz do roku jest trzeźwy, zakłada czerwony strój i saniami zaprzężonymi w renifery rozwozi dzieciom prezenty.
Święty Mikołaj
Comments
3 odpowiedzi do „Święty Mikołaj”
-
A mnie się na wspomnienie zebrało. Otuż gdy byłam jeszcze mała, zadzwonił święty Mikołaj, a owszem przyniósł prezenty, pytał czy byłam grzeczna. A ja stremowana, przejęta, może trochę przestraszona odpowiadałam na pytania. A Mikołaj basem gadał. I gdy już ojcze nasz powiedziałam, prezenty dostałam, to jakoś tak mi się zaczęło wydawać, że ten basowy głos Mikołaja, to miał coś w sobie z głosu mojej siostry.
-
A ja na starym mieszkaniu miałem takiego świętego mikołajo-żulołaja można powiedzieć, że dosłownie. Koleś jak tylko dostawał kasę za jakieś tam mniejsze lub większe robótki, to nie dość, że wszystkim stawiał, to jeszcze przychodził do nas z prezentami. Głównie słodyczami dla mnie i piwerkiem dla mojego ojca, który był jego zdaniem najlepszym sąsiadem pod słońcem. 😀
-
Takiego chyba Janka też znałem.
Skomentuj djdenismusic Anuluj pisanie odpowiedzi